Koniec sezonu na białostockim lodowisku - nie brakuje chętnych, by było otwarte cały rok

Jest to jedno z najchętniej odwiedzanych przez białostoczan jesienią i zimą miejsc. Od października do kwietnia miejskie lodowisko odwiedziło prawie 94 tys. łyżwiarzy. 

Wśród korzystających po raz ostatni, przed zamknięciem ślizgawki, nie brakowało głosów, że lodowisko powinno być otwarte bez przerwy, przez cały rok. Jak mówili łyżwy, to ich pasja, a latem przyjemnie byłoby się schłodzić na ślizgawce. Są też świadomi kosztów, jakie by to za sobą niosło.

- Myślę, że kilka tysięcy ludzi by przychodziło chętnie, zwłaszcza latem. Myśmy próbowali rozmawiać z setkami ludzi, wychodzącymi, wchodzącymi z lodowiska i wszyscy są za. Złożyliśmy nawet projekt do budżetu obywatelskiego w tej sprawie. Mamy około tysiąca podpisów, ale jak trzeba, to będziemy mieli ich więcej. Mamy świadomość kosztów utrzymania lodowiska, ale możemy nawet pomóc znaleźć sponsorów - mówi jeden z inicjatorów zbiórki podpisów Krzysztof Harasimczuk.

Jak czytamy na stronie BOSiR-u, lodowisko jest czynne tak długo, jak długo utrzymuje się wysoka frekwencja. Z wieloletniej obserwacji wynika, że ta spada z początkiem wiosny. Dlatego co roku miejska ślizgawka zamykana jest na przełomie marca i kwietnia.

Jak mówi dyrektor Białostockiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Paweł Orpik, formuła z utrzymaniem lodowiska latem była testowana 10 lat temu i się nie sprawdziła.

- Taka próba została dokonana w 2013 roku w porozumieniu z Polskim Związkiem Łyżwiarstwa Szybkiego przed Igrzyskami w Soczi. Czerwiec, lipiec, sierpień - mieliśmy lodowisko. Sprzęt wytrzymał, wszystko dobrze funkcjonowało, a średnią frekwencję mieliśmy na poziomie 34 osób dziennie. Przykro mi, ale pomysł osób, żeby w okresie letnim było lodowisko nie przekłada się później na frekwencję. Koszty utrzymania ślizgawki są bardzo wysokie - to 430 tys. zł za dwa zimowe miesiące - dodaje Paweł Orpik.

Na początek nowego sezonu białostoccy łyżwiarze muszą poczekać do jesieni.

| red: maj